30 lipca 2010

Przerwaaaa... ;)

Przerwa w nadawaniu , przerwa w postach, chyba  nawet w telefonach...wybieram się bowiem na wakacje. Krótkie bo dwutygodniowe  ale mam nadzieję intensywne- liczę że uda mi się pobyć na łonie natury...iść w góry, w lasy, wybrudzić się po kolana a nawet łokcie, spocić, może nawet zmoknąć...zamoczyć nogi w górskim strumyku, posłuchać szumu drzew i kto wie co jeszcze ;)


Zmykam już do pakowania walizek, ściskam Was gorąco i do zobaczenia w sierpniu!
AGA

28 lipca 2010

Bob Budowniczy w spódnicy..


Tak właśnie się czuję przez ostatnie dni....remonty, przeprowadzki z pokoju do pokoju.. a to wszystko sama- samiuteńka :)
Jak już wspomniałam całkiem niedawno chciałam przenieść się do większego pokoju razem z całą pracownią a tu się okazało że większy pokój mniej ustawny od małego i po tym jak przejeździłam po nim pól dnia-a  to maszyną, a to stołem, to szafą, stwierdziłam że katastrofa straszna...ale nie, nie mogę przecież wrócić do tej ciasnej klitki,  w której poza tym zaplanowałam sobie już przytulną sypialnię ;P
Nie pozostało mi więc nic innego jak...


Przekuć się z dużego do małego pokoju :) Coo tam takie przekucie, phi!
A szczerze to już czuję wszystkie członki mojego ciała od nawiercania, od kucia- majzla nawet konkretnego nie mam...i pewnie gdybym miała piłę do wycięcia ściany, to zrobiło by się to rach ciach!
Ale nie mam- trudno...ale zobaczycie że i tak dam radę :)


Proszę tylko nie przejmujcie na zdjęciach odrapanymi ścianami- sprawdzałam tylko czy schodzi poprzednio nakładana gładź której chciałabym się pozbyć- i nie schodzi.
Trzeba  przykryć nową warstwą...ale czy nie zmniejszę przez to powierzchni pokoju o kolejne centymetry? hihihi
  *****
A nocami, kiedy tłuc po ścianach się nie mogę,obolalymi rękoma próbuję jeszcze coś zdziałać  przy maszynie do szycia
Wczoraj powstała cudownie puchata i mięciusieńka poducha do salonu...na razie tylko jedna, drugą uszyję pewnie dzisiejszej nocy, a z resztek w planach są jeszcze małe wałeczki, toczki czy jak tam się nazywa- będą idealne na fotele :)




 Jakość zdjęć nie najlepsza ale i pogoda szara i do kitu...ale mam nadzieję że choć odrobinkę uroku mojej poduchy oddałam


No, to trzymajcie kciuki za mnie...zmykam do dalszej roboty

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, z wiertarką i młotkiem w ręce...
Wasz Bob Budowniczy... w spódnicy :)

22 lipca 2010

Filijki


A dziś około  kolacji naszła mnie ochota na filijki
Takie jak w Bułgarii  robił wujek Ilia- puszyste, rumiane
i lekko chrupiące pajdki chleba
Więc do dzieła! Filijki robi się bardzo szybko.
Wystarczy przygotować ciasto jak na naleśniki tylko troszkę gęstsze aby nie spływało nadto z  chleba.
Ja do ciasta lubię dodać szarą sól i czubricę- tak naprawdę te właśnie przyprawy nadają filijkom ten niezapomniany dla mnie smak z dzieciństwa...


Kiedy ciasto mamy już gotowe przygotowujemy kromki chleba- lepiej żeby były cieńsze, nie takie grube jak u mnie, wystarczą takiej grubości jak chleb który kupujemy już krojony.


Następnie maczamy z dwóch stron pajdki chleba w cieście i smażymy na oleju do uzyskania rumianego koloru

Upieczone filijki można posypać startym serem lub podawać z pomidorem, szynką czy jak kto woli...
Jeśli nie dodacie czubricy lub innych ostrych przypraw a jedynie sól można filijki wcinać z dżemem- i takie też są pyszne


Proste, prawda?
Filijki są smaczne nawet zimne i nawet na drugi dzień, ale polecam
wcinać je od razu...nim rodzina się do nich przysiądzie :)
Smacznego i miłego wieczoru!

20 lipca 2010

miało być...


Miało być o szytych ostatnio serduszkach, o jarzębinie i zapasach na zimę, i nawet przez chwilę było, ale...no nie wiem jak to się stało- skasowałam posta!
buuu
Zła chodziłam dwa dni i powiedziałam że już nie podejdę do komputera, i nie!
nie będę pisać tego od nowa,  a niech to licho! Taki piękny post się skasował....
ale przecież nie mogłabym Wam nie pokazać, nie napisać tego wszystkiego więc niech będzie chociaż pokrótce

Na pierwszy rzut serca które już zdążyły mi się sprzykrzyć po tym jak przez weekend uszyłam ich całą górę w ilości sztuk sześćdziesiąt sześć, uff.
Prawie wszystkie trafiły do sklepu gdzie całkiem dobrze się sprzedają i oby tyko tak dalej :)
Tutaj zdjęcia z początków produkcji serc


 **********
A co jeszcze z zapowiedzi we wstępie?
Otóż jarzębina


Jak tylko dojrzałam piękne kiście na drzewach wprost musiałam już ją mieć, przytachałam więc cały koszyk jarzębiny...zmroziłam przez noc żeby pozbawić ją charakterystycznej goryczki i teraz już tylko suszę na zimę :)
 Jarzębinę stosuję najczęściej na przeziębienie, ma dużo witaminy C i naprawdę działa zbawiennie przy choróbskach

Mój przepis na jarzębinowy napar (na trzy porcje)
łyżkę stołowa suszonych owoców gotuję w szklance wody 
przez około 5min
odstawiam pod przykryciem na 20 minut
odcedzam i piję :)

 Przepraszam że dziś tak całkiem zdawkowo, ale uwierzcie nie mam już siły drugi raz tego pisać- układać, redagować itd

pozdrawiam wszystkich Zaglądaczy!


NA KONIEC JESZCZE ODPOWIEDŹ DLA GINY
Nadruki takie jak na serduszkach można zrobić w bardzo prosty sposób- wystarczy kupić papier do naprasowywanek tzw transferowy. Wydrukować nawet na domowej drukarce dany motyw- napis czy obrazek i potem już tylko naprasować żelazkiem na tkaninę
Taki papier można kupić w większych sklepach papierniczych lub po prostu na allegro :)
Powodzenia!

18 lipca 2010

życzenia dla brata

aj, miało być o czym innym..ale potrzeba chwili zadecydowała o tym poście.
Dziś urodziny mojego brata...najfajniejszego brata pod słońcem, szkoda tylko że dzieli nas taka odległość..ale życzenia choćby mailem na pewno dotrą.
Wzięłam się na taki pomysł jak widać po niżej...wierszyk ułożyłam sama, i tym najbardziej się szczycę :)
Na zdjęciu sceneria okropna-pokój w remoncie, widok na dachy bloków, do tego upal jak nic...ech, ale co tam intencje się liczą!
Siostra na zdjęciu jest i życzenia są a to najważniejsze :)
Pozdrawiam dziś wszystkich bratów swoich sióstr... a mojego osobistego brata  ściskam najmocniej jak mogę !
:)

15 lipca 2010

Candy w chałupnikowie

Zapisałam się na candy w chałupnikowie

Do wygrania jak widać uroczy wianuszek i przecudny cebrzyk z kogucikiem, jest i urokliwa serwetka ręcznie dziergana- więc jak sami widzicie nie ma co się dziwić chęci uczestniczenia w taki candy
Nie mogę się doczekać wyników losowania!

13 lipca 2010

Wiedźmą być...



Pamiętacie jak byłyście małymi dziewczynkami...
pamiętacie kim chciałyście zostać kiedy już dorośniecie...
księżniczkami? królewnami?...
pamiętacie za kogo chciałyście się przebierać na bal w przedszkolu czy w szkole...?
Ja pamiętam dokładnie...już w przedszkolu na każdym balu byłam dobrą wróżką, czarodziejką- pamiętam jak mama naszywała z folii spożywczej srebrne gwiazdki na bistorowej sukience (szytej z zasłony oczywiście, co było chyba standardem w tamtych czasach)
Marzyłam żeby znać magiczne zaklęcia i umieć rozmawiać ze zwierzętami- chciałam wiedzieć o czym szepcą pszczoły latające w ogródku...i dlaczego nie wszystkie mrówki gryzą jak się je weźmie na palec (pewnie jak ludzie-dzielą się na te złe które kąsają i dobre które nie mają do tego powodów:))....dlaczego ślimak uparcie idzie w swoim kierunku nawet kiedy przeniosę go w bezpieczniejsze miejsce gdzie nikt go nie zdepcze on zaraz wraca no tę samą ścieżkę, hmm...
Rozmyślałam jak to się dzieje że kiedy księżyc wschodzi na czerwono należy spodziewać się wiatru, księżyc w otoczce przynosi mróz, wczesna poranna mgła wróży dobrą pogodę przez cały dzień podobnie jak dym unoszący się prościutko, pionowo z komina  a kiedy taki dym opada, rozchodzi się, albo gdy jaskółki nisko latają na pewno przyjdzie deszcz... dziś wiem że masę z tych zjawisk da się wyjaśnić prawami fizyki, ale kiedyś kiedy miałam sześć, dziesięć, dwanaście lat to była dla mnie prawdziwa magia  wręcz wiedza tajemna :)

 Więc odkąd pamiętam chciałam być ...wiedźmą
(wiedźma= wiedma= ktoś kto ma wiedzę
niegdyś kobieta posiadająca wiedzę, związaną z ziołolecznictwem, medycyną, przyrodą. Osoba szanowana przez społeczeństwo, zwracano się do niej po rady).
Nie zapomnę jak w przedszkolu wygarnęłam dokuczliwemu dość koledze- Patrykowi że jeśli nie przestanie za mną łazić i mi dokuczać to dosypię mu do pomidorówki proszek z oczaru wirginijskiego i zrobią mu się krosty na języku...zupełnie nie wiem skąd wówczas wzięłam tę nazwę, ale uwierzcie że dla sześciolatków brzmiało to całkowicie magicznie, czarodziejsko a już na pewno tajemniczo...
to teraz wyobraźcie sobie co się działo kiedy mały Patryczek przyznał się dlaczego nie chce kolejny dzień jeść obiadu w przedszkolu.....i wyszło że straszę dzieci w całej grupie, heh...

************

Z kolejnych wspomnień z dzieciństwa pamiętam jak męczyłam babcię o opowieści o dawnych obyczajach, obrządkach, tradycjach na wsi- o wierzeniach, o zabobonach  do których
(cale szczęście) babcia podchodziła dość sceptycznie ale zawsze opowiadała...mówiła też o tym jak ludzie sobie radzili z codziennymi problemami, jak mój pra-pradziadek wypalał cegłę na budowę domu, jak robił szczotki z włosia końskiego (szczotki które każdy z nas pra-prawnuków ma u siebie w domu, moja nadal w użyciu), opowiadała  jak pradziadek szukał wody  za pomocą brzozowej witki niczym różdżki a ponieważ zawsze udawało mu się ją znaleźć to i słynny był z tego w całej wsi Frydrychowice,
Wiele razy słuchałam jakimi sposobami prababcia robiła przetwory na zimę, jakie zbierała zioła, jak je przechowywała, na co stosowała...słuchałam z zapartym tchem jaką moc mają na pozór zwykle ziela rosnące na lakach, kiedy trzeba je zbierać żeby nie wyrządzić sobie ich stosowaniem szkody (niektóre z ziół mają właściwości lecznicze ale mogą okazać się też trujące w zależności od tego kiedy je zbierzemy)...

I tak powiem Wam mijały lata, babci nie ma niestety już z nami ale została mi po niej niesamowita wiedza, swoista intuicja...i mimo że wychowałam się i mieszkam nadal w mieście, moje serce rwie się w stronę łąki, w stronę lasu, dzikich pól...co rusz taszczę z lasu czy z łąki jakieś "zielska" a to żeby przemycić odrobinę dzikich roślin na balkonowy ogródek, a to żeby zasuszyć, zamrozić, zmiksturować zioła czy owoce, tak i w tym roku zaczynam ziołosuszenie- po opadnięciu porannej rosy śmigam na łąkę i zbieram ziele...na pierwszy rzut poszła dzika mięta, skrzyp polny i dziurawiec...jutro idę po babkę lancetowatą i geranium (świetnie działa przeciwzapalnie) , już je ostatnio widziałam je a łące ale wprost brakło mi rąk do taszczenia ziela :)
Marzy mi się zebrać jeszcze ziele jaskółcze ale nie mogę na mojej łące zaleźć ...i  jeszcze rumianek, który używam często do przemywania oczu...a zbierać będę dopiero w sierpniu :)



A tutaj podsuszone już troszkę : skrzyp polny w między który wkomponował się także taki nasz domowy Anioł Stróż-Antoni


 A tutaj pachnąca mięta a w doniczkach także zioła do zupy i małe migawki z kuchni





01 lipca 2010

póki co...


W sumie chciałam tylko oznajmić że już  na dniach przyjedzie do mnie nowa maszyna- prawdziwa przemysłowa stębnówka i będę mogła sobie przeszyć cokolwiek zechcę- i woal, i płótno, i dżins, i poczwórnie złożony...i w związku z tym mam nadzieję na mniej prucia, na mniej splątanych nitek i niedomówienień między mną, maszyną i wykonaną rzeczą :)

A póki co powstały sobie takie oto
UMILACZE PRZESTRZENI






Choć swoje miejsce w pokoju znajdą dopiero po remoncie musiałam je już z wielka niecierpliwością wydziubać :)
Szyte w większości w rękach- jak wiadomo maszyna nadal nie współpracuje, a stary Singer plącze, zrywa nić, przepuszcza ścieg-  nawet przy tak miłych projektach jak ten...












A ja cóż...nadal szyję, niebawem do Was wrócę z nowościami :)



Pozdrawiam wszystkich "Podglądaczy" ;)
Prace i fotografie publikowane na blogu są moją wyłączną własnością .
Kopiowanie, rozpowszechnianie, wykorzystywanie lub przetwarzanie w jakikolwiek inny sposób zdjęć, tekstów oraz wzorów prac bez mojej zgody jest zabronione.

Co mi w duszy gra...

h