Z nową energią i siłą do życia wracam po przerwie i pobycie w szpitalu.
Słuchajcie, jestem taka szczęśliwa! Udało mi się dostać do programu leczenia interferonem... i to już od czerwca, haha ! Nie przerażają mnie nawet zastrzyki i kłucie 3 razy w tygodniu przez najbliższe pięć lat, albo i dłużej....ważne że są szanse że będzie lepiej ;)) No, to tyle na ten temat :)
Kochane, na wstępie chciałabym Wam gorąco podziękować że jesteście ze mną i trzymacie kciuki ;*
Dziękuję za komentarze, które (same pewnie wiecie) szalenie uskrzydlają i dodają sił do działania ;*
Przez ostatnie dni a nawet tygodnie siłą rzeczy nie udzielałam się na Waszych blogach ale zaraz obiecuję to naprawić i lecę zobaczyć co tam u Was nowego :)
Tymczasem u mnie w sprawach szyciowych- ZASTÓJ. Maszyna pokryła się cienką warstewką kurzu, rozpoczęte w szyciu torby domagają się wykończenia i ujawnienia ich światu, ale chyba na razie nic z tego bo po powrocie do domu zastałam REMONT
Ów remont wtargnął do domu niesłychanie szybko i gwałtownie, rozpanoszył się po całym mieszkaniu, niestety nie chce tak samo szybko odejść...UTKNĘLIŚMY na etapie doboru koloru...nigdy bym nie przypuszczała że to taka filozofia wybrać kolor na ściany. Kiedyś kupowało się białą farbę i ewentualnie barwnik/barwniki, mieszało się dopóki COŚ z TEGO nie wyszło, i już.
A dzisiaj- dziesiątki firm produkujących farby-kolorowe, lateksowe, emulsyjne, olejne, TAKIE i OWAKIE ....setki kolorów, dziesiątki odcieni a przy tym tak apetyczne nazwy że człowiek czasem zadecydował by się na kolor farby kierując się jedynie skojarzeniami zmysłu smaku i zapachu, ech!
Mało tego, bo ani nazwy ani próbki kolorów wystawione w sklepach nie mają przełożenia na to co uzyskujemy po malowaniu na swoich ścianach. O, na przykład taki kolor: "pastelowa morela" na sklepowym wzorniku była kolorem ledwie różniącym się od białej barwy, może jedynie bardziej jakby ZARUMIENIONYM...a w domu, na ścianie- kolor iście majtkowy, wyraźnie różowo-pomarańczowy który od dziś nosi u nas wdzięczną (a jak!;)) nazwę "majtki teściowej" ;)
Tymczasem u nas do dnia dzisiejszego jedna ściana dzielnie wytapetowana (tu problemu nie było) a druga w połowie wymalowana w CIAPKI, czyli kwadraciki naniesionych próbek kolorów z których żaden nam nie odpowiada...chyba próbujemy jeszcze OSWOIĆ się z którymś z nich i wtedy klamka zapadnie ;)
********
Tyle na temat remontu, w który siłą rzeczy zostałam zaangażowana.
Jeszcze przed pójściem do szpitala dostałam małe ZAMÓWIONKO na wyhaftowanie obrazka dla pewnego chłopczyka. Obrazek niewielkich rozmiarów, bardzo przyjemnie się go robiło.
Prawie cały wyszyłam w szpitalu więc czas tam spędzony nawet szybko mi minął :)
Teraz oprawiony w rameczkę z szybką czeka do wysyłki...a tu kilka fotek
POZDRAWIAM WAS jak zwykle ciepło ;)
AGA