15 stycznia 2013

stół kreślarski...?

Z uwagi na swoją chorobę i czasowe niedomagania (kilka razy w roku), są dni a nawet tygodnie kiedy wiele rzeczy muszę wykonywać z poziomu łóżka...
Do niego więc zabieram laptopa, książki i inne czytadła...a stolik koło łóżka zawalony wtedy wszystkim co tylko można znaleźć w domu- tak aby było pod ręką i żeby co chwile nie prosić kogoś o pomoc
Najtrudniej jest pisać lub rysować leżąc w łóżku- wymyśliłam więc sobie kiedyś taki 'blacik kreślarski' a dokładniej  jest to kawał płyty wyciętej wg moich potrzeb, i teraz można do niej przyczepić spinaczem kartki papieru, a z boku dodatkowo oprzeć rękę aby nie 'wisiała' w powietrzu podczas pisania :)
Taki blacik pomógł mi wyciąć z resztek sklejki mój Luby, ja oczywiście upiększyłam całość malunkami na swój sposób i zabezpieczyłam bezbarwnym lakierem...i taki oto jest mój mały stolik kreślarski :))





A skoro bałaganimy to powstała tez podstawka pod rogi łosia- wycięta z sosnowej deski, wymalowana bezbarwnym lakierem a do niej przymocowane jest poroże. 
Ja rysowałam kształt podstawki a Luby wycinał i wykańczał....w życiu bym nie pomyślała że coś takiego znajdzie się w moim domu, zawsze byłam przeciwna teko typu 'trofeom' , ale takie było marzenie Lubego- rogi na ścianie w salonie- no, to i są, a ja się przyzwyczajam...nie taki diabeł straszny, hihi :)





Pozdrawiam Was wszystkich, do następnego postu!




11 stycznia 2013

sarenka

Ostatnio odkryliśmy nowe ślady na śniegu które wskazują że pod nasz dom podchodzą sarny :)
Rzeka jak długa i szeroka grubo zmarznięta więc leśne zwierzaki mają na skróty do naszego podwórka- wystarczy przejść przez taflę lodu...
Skoro tylko uwidoczniły się ślady naszych "gości" czatowaliśmy następne pół nocy aby któregoś przyłapać (nie ma to jak zobaczyć z kilku metrów najprawdziwsza na świecie dziką sarnę :))
Ale na ogół na podwórku trafiał się zgłodniały kot, który próbował włamać się do naszego śmietnika, a że mu się to nie udawało postanowiliśmy sami go nakarmić...hmmm, tylko jak zawołać kota po szwedzku??!?
Uwierzcie że na kici-kici nie reaguje...ostatecznie zostawiliśmy jedzenie w misce na podwórku i dając za wygraną poszliśmy spać.
Rano miska pusta a przy niej ślady sarnięcych racic :) a my przespaliśmy okazję zobaczenia sarenki na naszym podwórzu, ech!

Żeby to sobie zadośćuczynić postanowiłam uszyć sobie swoją własną sarenkę



Wykrój ściągnęłam gdzieś w internecie i trochę przerobiłam wg własnego widzi-mi-się :)
Luby pomógł zainstalować w jej ciele drut więc sarenka pewnie stoi na nogach i nawet można ją trochę powyginać ;)



Na zdjęciu sarenka stoi na tle naszego kominka, który powstawał w wielkich boleściach- po pierwsze bolesciach rąk mego Lubego (nie łatwa to robota szczególnie jak stale czegoś brakuje z elementów do konstrukcji)...po drugie bólu  mojego zranionego serca, a może raczej urażonej dumy-bo nie tak miał ów kominek wyglądać!! przynajmniej  w moich wyobrażeniach...Ale że Luby uparty...ech, w takich chwilach naprawdę zaczynam wierzyć że pochodzimy z rożnych planet ;).... ale ostatecznie nie warto przecież kłócić się o jakiś tam kominek, lepiej cieszyć się chwilą i każdą doceniać.....ale kominka Wam nie pokażę bo jeszcze się  z nim nie pogodziłam, o!


Pozdrawiam Was jak zwykle ciepło i serdecznie ;*

07 stycznia 2013

z nowym rokiem...

Kochani! Witam Was w nowym 2013 roku!
Znów mogę na chwilę powrócić do swojego blogowego świata....ostatnie dni, tygodnie były ciężkie- zaostrzenie choroby, niemoc w całym ciele co wiadomo skutkuje brakiem nowych osiągnięć dziedzinie szycia. A kiedy nie szyję- nie żyję; brakuje mi powodu do wstania łóżka jeśli zapowiada się kolejny dzień kiedy czegoś nie będę dała rady (fizycznie) zrobić.
Całe szczęście teraz jest już troszkę lepiej- fizycznie jak i psychicznie, nie staram się już walczyć z chorobą z którą znów pewnie bym przegrała....uczę się z nią żyć....choć bywa ciężko...
Dziś jestem znowu na moim szwedzkim podwórku, pobyt tutaj daje mi więcej sił niż życie w Polsce. Ostatnio zabrałam się nawet za szycie, idzie tak jak bym się od nowa wszystkiego uczyła- muszę chyba wpaść w wir pracy i trochę się rozkręcić ;)

Póki co pokażę Wam widoki jakimi raczę się tutaj niemal każdego dnia i które co dzień tak samo mnie zachwycają...i ktoś mówi że Szwecja zimna, szara i ponura...?










A na koniec zdjęcie lnianych poduszek które uszyłam na rozgrzewkę, wymiętolone jak to z lnu- co wyprasuje to mi je ktoś (zwany Lubym ;)) wymiętoli, ale to chyba znaczy że się podobają ;)




Zmykam do dalszego szycia, pozdrawiam Was serdecznie i ogromnie dziękuję za odwiedziny i komentarze!
Prace i fotografie publikowane na blogu są moją wyłączną własnością .
Kopiowanie, rozpowszechnianie, wykorzystywanie lub przetwarzanie w jakikolwiek inny sposób zdjęć, tekstów oraz wzorów prac bez mojej zgody jest zabronione.

Co mi w duszy gra...

h