19 stycznia 2014

dura lex, sed lex czyli o mieszkaniach w Szwecji

Obiecałam że czasem coś napiszę...lecz o czym tu pisać?
Hmm..jak wiecie od dwóch tygodni mamy mieszkanie- no właśnie, i o to chodzi że tylko nam się wydawało że mamy mieszkanie
Tutaj w Szwecji całkiem inne zasady kupowania mieszkań, spotykane jedynie w Skandynawii.
Nie wystarczy bowiem znaleźć mieszkanie i zapłacić za nie właścicielowi, trzeba też ubiegać się w miejscu które ja po polsku nazywam "spółdzielnią mieszkaniową" o przyjęcie na członka "wspólnoty".
Zarząd wnikliwie sprawdza twoje zarobki, prognozuje czy jesteś w stanie płacić czynsz za mieszkanie w następnych miesiącach, jeśli stwierdzi że zarabiasz za mało, za krótko pracujesz w Szwecji (np 3 lata to dla nich za krótko- 5 czy 8 może być wystarczające) itp, zwyczajnie nie możesz nabyć tego mieszkania i prawdopodobnie żadnego innego, chyba że ci się szczęśliwie uda w innej "spółdzielni".
Jest jeszcze jeden ratunek- znaleźć poręczyciela który oświadcza że wszystkie ewentualne zaległości mieszkaniowe jest w stanie regulować za ciebie; Istnieje też możliwość pomocy z tzw "socjalu", oczywiście oni tez mają kupę wymagań, przepisów nie do obejścia (jak czasem bywa to w Polsce). Oczywiście aby korzystać z pomocy socjalnej należy mieć uregulowane sprawy w biurze migracyjnym czego my akurat nie mamy- 8 miesięcy temu złożyliśmy wniosek i nadal czekamy na odpowiedź, podobno może trwać to nawet 1,5 roku, więc póki co jesteśmy w czarnej dziurze z masą niewiadomych.

W naszym bloku mieszka pewne małżeństwo które "opiekuje" się dwoma blokami w tejże "wspólnocie", pełnią rolę- my mówimy- cieci.
Z niewiadomych, a raczej niezrozumiałych powodów odkąd tu mieszkamy nie mamy dostępu do TV, pralni która mieści się w piwnicach a ostatnio odcięli nawet internet kiedy zobaczyli że jakimś cudem go mamy- dziwne to i niezrozumiałe dla nas dlatego że za czynsz zapłaciliśmy sumiennie nawet za miesiąc do przodu...w tym przypadku jestem pewna że to jawna dyskryminacja Polków przez "panią cieciową", nie tylko Polaków ale wszystkich cudzoziemców (mamy znajomego Fina który też zdążył tego doświadczyć- i jak mówi nie zamierza tego tak zostawić)
Podsumowując- nadal czekamy na rozwiązanie sytuacji, ja tam sobie myślę że wsparcie burmistrza (swoją drogą cudownego człowieka zaangażowanego w życie społeczeństwa tej wioski, którego zdążyłam już poznać) niewiele pomoże, ja siedzę jak na szpilkach, czekając niecierpliwie na środę, może piątek, bo może wtedy wszystko lub cokolwiek się wyjaśni- a najgorsza jest ta niepewność wszystkiego, ciężko usnąć wieczorem kiedy nie wiesz jakie będzie jutro...

Szczęście w nieszczęściu że mimo zimy jest sporo pracy, ostatni huragan Ivar przyniósł straty nie tylko dla nas i dla naszego domu, ale cała okolica wygląda jak pobojowisko więc jest dużo pracy z piłą i usuwania szkód  w postaci zwalonych drzew- rzekłabym zwalonych całych lasów.
Dzień nadal krótki choć wydłużył się nieco o godzinę, coraz mniej szarówki, za to śnieg i mróz zadomowił się tu na dobre- to akurat nie przeszkadza, jest pięknie i już :)

Ze spraw szyciowych- niedawno dostałam wyszywankę od wspaniałej szwedzkiej sąsiadki o imieniu Siv. Jest to robótka krzyżykowa- kanwa z dobranymi mulinami oraz schematem do haftowania.
Zrobiłam już 1/4 schematu kiedy zorientowałam się że robię go na lewej stronie kanwy.
Za bardzo wpływa to na moją ambicję więc postanowiłam spruć i zrobić od nowa, tym razem na prawej stronie :)- póki co nie mam się więc czym pochwalić

Pozwólcie że na tym na dziś skończę- choć opowiadania jest dużo, dużo więcej- czuję się niemal jak ekspert w dziedzinie imigratów w Szwecji, prawa mieszkaniowego, warunków socjalnych, roli urzędów, możliwości i sile  pomocy szwedzkiego społeczeństwa oraz wielu, wielu innych zagadnień...jak ktoś ma pytania w tych kwestiach może śmiało do mnie pisać, hihi

Ściskam Was jak zwykle gorąco i serdecznie, do następnego postu!
AGA




05 stycznia 2014

dziękuję...


Kochane Dziewuszki! Bardzo, bardzo Wam dziękuję za komentarze, za dobre słowa i myśli, dziękuję za obecność na blogu...ogromne to dla mnie wsparcie że jesteście! :)
Miałam zamiar porzucić pisanie bloga, bo cóż pokazywać na blogu hand-made, jeśli brakuje wszystkiego, podstawowych rzeczy w domu a co dopiero akcesoriów, materiałów itp do zrobienia czegokolwiek samemu. A jednak chęć pisania i uczestniczenia w tym wirtualnym życiu silniejsza od tych wszystkich "niemożliwości"...jest to zapewne chwila na przekwalifikowanie bloga na ten o życiowej tematyce, nie wykluczam że nie będzie tutaj niczego z szycia i rzeczy hand-made...co ja gadam! jestem pewna że będę o tym pisać choć o wiele rzadziej, ale może to i dobry moment abyście poznali mnie troszkę od innej strony, nie tylko z perspektywy szyciowych robótek ;)

Z aktualnych wydarzeń:
Wciąż napływa do nas pomoc od (całkiem obcych) ludzi, wielu z nich jest już naszymi przyjaciółmi, przychodzą do nas, odwiedzają, wspierają dobrym słowem, często ofiarują drobiazgi (często nie tylko drobiazgi), po reportażu (na temat naszej sytuacji) w lokalnej gazecie, mam wrażenie że każdy kogo spotykamy na ulicy rozpoznaje nas i wysyła pozytywne fluidy i myśli :)
Miejsce w którym teraz mieszkamy to niewielkie miasteczko (12km od naszego dawnego domu) z cudownymi, przyjaznymi mieszkańcami, mimo że dzieli nas bariera językowa (kulturowa i każda inna) oni to wszystko rozumieją, akceptują- to dlatego nie czuję się tu ani niechciana, ani zbędna, ani pominięta- trzeba tu być aby tego doświadczyć i zrozumieć, ale wierzcie mi na słowo Szwedzi to wspaniali, pomocni ludzie, szczerzy w swoich emocjach i wcale nie tacy chłodni jak kiedyś myślałam...dużo mogłabym na ten temat pisać ale zapewne w następnych postach będę często do tego wracać więc zostawię to na późniejsze wpisy ;)

Z jeszcze większych nowości- Uwaga! Mamy własne mieszkanie (już nie socjalne) !
Z jednej strony się cieszę, z drugiej strony myślę- o Matko! na co my się porwaliśmy! Utrzymanie mieszkania nie należy do najtańszych szczególnie w naszej sytuacji gdzie pracuje tylko jedna osoba- a kiedy nadchodzi zima praca w lasach stoi ;/...póki co odganiam czarne myśli, pogoda w tym roku wydaje się być niezwykle łaskawa, prace w lasach trwają a śniegu ani widu ani słychu, i oby tak dalej.. :)

Uff,  a teraz może trochę o mieszkaniu...chcecie zobaczyć nasz bałagan...? Proszę bardzo (nie przestraszcie się tylko)



Póki co gromadzimy rzeczy w pudłach, torbach i czym tam się da. Panuje przy tym niesamowity bałagan, chaos a ja juz tak bym chciała mieć wszystko poukładane w szafkach, szufladkach, na półeczkach- wiecie, wszystko ładnie i na cacy, koroneczki, kwiatuszki, zapach fiołków dookoła...ojojoj, jeszcze daleka droga do tego. ...ale doceniam to że dzieki pomocy dobrych ludzi mamy już owe szafki, szufladki i półeczki, mamy łóżko, krzesła, stół i wiele innych rzeczy które stopniowo zaprezentuję w kolejnych relacjach z wydarzeń



Samo mieszkanie jest niewielkie- 38metrów, jeden pokój z wydzieloną sypialenką w której mieści się tylko łóżko, ale daje to nam odrobinę intymności i możemy tam zamknąć nasz bałagan- choć w tym momencie ten bałagan jest jeszcze wszechobecny w całym mieszkaniu, heheh
Kuchnia jest niewielka ale bardzo funkcjonalna, jest nowocześnie urządzona i bardzo ją lubię.
Mieszkamy w bloku na piątym, ostatnim piętrze dobudowanym ponad dachem- widok więc niezupełnie jest doskonały (dach), ale to było jedyne mieszkanie do kupienia "na już" jeszcze w starym roku, myślę że i tak trafiła się nam świetna okazja i w końcu jesteśmy na swoim
No, może skończę na dziś to opowiadanie na sucho bez zdjęć, postaram się relacjonować zmiany chociaż raz w tygodniu więc będziecie mieli okazję podglądnąć jak tu żyjemy :)


Pozdrawiam Was ciepło i serdecznie, dziękuję że tutaj zaglądacie i jesteście ze mną :*
Do następnego postu, AHOJ!


Prace i fotografie publikowane na blogu są moją wyłączną własnością .
Kopiowanie, rozpowszechnianie, wykorzystywanie lub przetwarzanie w jakikolwiek inny sposób zdjęć, tekstów oraz wzorów prac bez mojej zgody jest zabronione.

Co mi w duszy gra...

h