13 lipca 2010

Wiedźmą być...



Pamiętacie jak byłyście małymi dziewczynkami...
pamiętacie kim chciałyście zostać kiedy już dorośniecie...
księżniczkami? królewnami?...
pamiętacie za kogo chciałyście się przebierać na bal w przedszkolu czy w szkole...?
Ja pamiętam dokładnie...już w przedszkolu na każdym balu byłam dobrą wróżką, czarodziejką- pamiętam jak mama naszywała z folii spożywczej srebrne gwiazdki na bistorowej sukience (szytej z zasłony oczywiście, co było chyba standardem w tamtych czasach)
Marzyłam żeby znać magiczne zaklęcia i umieć rozmawiać ze zwierzętami- chciałam wiedzieć o czym szepcą pszczoły latające w ogródku...i dlaczego nie wszystkie mrówki gryzą jak się je weźmie na palec (pewnie jak ludzie-dzielą się na te złe które kąsają i dobre które nie mają do tego powodów:))....dlaczego ślimak uparcie idzie w swoim kierunku nawet kiedy przeniosę go w bezpieczniejsze miejsce gdzie nikt go nie zdepcze on zaraz wraca no tę samą ścieżkę, hmm...
Rozmyślałam jak to się dzieje że kiedy księżyc wschodzi na czerwono należy spodziewać się wiatru, księżyc w otoczce przynosi mróz, wczesna poranna mgła wróży dobrą pogodę przez cały dzień podobnie jak dym unoszący się prościutko, pionowo z komina  a kiedy taki dym opada, rozchodzi się, albo gdy jaskółki nisko latają na pewno przyjdzie deszcz... dziś wiem że masę z tych zjawisk da się wyjaśnić prawami fizyki, ale kiedyś kiedy miałam sześć, dziesięć, dwanaście lat to była dla mnie prawdziwa magia  wręcz wiedza tajemna :)

 Więc odkąd pamiętam chciałam być ...wiedźmą
(wiedźma= wiedma= ktoś kto ma wiedzę
niegdyś kobieta posiadająca wiedzę, związaną z ziołolecznictwem, medycyną, przyrodą. Osoba szanowana przez społeczeństwo, zwracano się do niej po rady).
Nie zapomnę jak w przedszkolu wygarnęłam dokuczliwemu dość koledze- Patrykowi że jeśli nie przestanie za mną łazić i mi dokuczać to dosypię mu do pomidorówki proszek z oczaru wirginijskiego i zrobią mu się krosty na języku...zupełnie nie wiem skąd wówczas wzięłam tę nazwę, ale uwierzcie że dla sześciolatków brzmiało to całkowicie magicznie, czarodziejsko a już na pewno tajemniczo...
to teraz wyobraźcie sobie co się działo kiedy mały Patryczek przyznał się dlaczego nie chce kolejny dzień jeść obiadu w przedszkolu.....i wyszło że straszę dzieci w całej grupie, heh...

************

Z kolejnych wspomnień z dzieciństwa pamiętam jak męczyłam babcię o opowieści o dawnych obyczajach, obrządkach, tradycjach na wsi- o wierzeniach, o zabobonach  do których
(cale szczęście) babcia podchodziła dość sceptycznie ale zawsze opowiadała...mówiła też o tym jak ludzie sobie radzili z codziennymi problemami, jak mój pra-pradziadek wypalał cegłę na budowę domu, jak robił szczotki z włosia końskiego (szczotki które każdy z nas pra-prawnuków ma u siebie w domu, moja nadal w użyciu), opowiadała  jak pradziadek szukał wody  za pomocą brzozowej witki niczym różdżki a ponieważ zawsze udawało mu się ją znaleźć to i słynny był z tego w całej wsi Frydrychowice,
Wiele razy słuchałam jakimi sposobami prababcia robiła przetwory na zimę, jakie zbierała zioła, jak je przechowywała, na co stosowała...słuchałam z zapartym tchem jaką moc mają na pozór zwykle ziela rosnące na lakach, kiedy trzeba je zbierać żeby nie wyrządzić sobie ich stosowaniem szkody (niektóre z ziół mają właściwości lecznicze ale mogą okazać się też trujące w zależności od tego kiedy je zbierzemy)...

I tak powiem Wam mijały lata, babci nie ma niestety już z nami ale została mi po niej niesamowita wiedza, swoista intuicja...i mimo że wychowałam się i mieszkam nadal w mieście, moje serce rwie się w stronę łąki, w stronę lasu, dzikich pól...co rusz taszczę z lasu czy z łąki jakieś "zielska" a to żeby przemycić odrobinę dzikich roślin na balkonowy ogródek, a to żeby zasuszyć, zamrozić, zmiksturować zioła czy owoce, tak i w tym roku zaczynam ziołosuszenie- po opadnięciu porannej rosy śmigam na łąkę i zbieram ziele...na pierwszy rzut poszła dzika mięta, skrzyp polny i dziurawiec...jutro idę po babkę lancetowatą i geranium (świetnie działa przeciwzapalnie) , już je ostatnio widziałam je a łące ale wprost brakło mi rąk do taszczenia ziela :)
Marzy mi się zebrać jeszcze ziele jaskółcze ale nie mogę na mojej łące zaleźć ...i  jeszcze rumianek, który używam często do przemywania oczu...a zbierać będę dopiero w sierpniu :)



A tutaj podsuszone już troszkę : skrzyp polny w między który wkomponował się także taki nasz domowy Anioł Stróż-Antoni


 A tutaj pachnąca mięta a w doniczkach także zioła do zupy i małe migawki z kuchni





2 komentarze:

gina pisze...

uwielbiam takie kuchnie obwieszone wszelakim zielem....pachnące ....tajemnicze :)
ja też coś mam z wiedźmy...:)

pozdrawiam serdecznie :)

Agnieszka pisze...

ooo, to są nas już dwie wiedźmy:) ściskam Cię cieplutko!

Prace i fotografie publikowane na blogu są moją wyłączną własnością .
Kopiowanie, rozpowszechnianie, wykorzystywanie lub przetwarzanie w jakikolwiek inny sposób zdjęć, tekstów oraz wzorów prac bez mojej zgody jest zabronione.

Co mi w duszy gra...

h