18 lutego 2010

mały comeback / CISZA JA I CZAS...



Kochani, wracam nareszcie bo długiej przerwie... winna jestem wyjaśnienia dlaczego tak zaniedbałam swoje obowiązki względem bloga, ale wiele byłoby opowiadać...trzeba  by założyć nowy temat a to i tak pewnie mało żeby spisać to co się ostatnio u mnie działo.... mętlik, haos, galimatias ogólnie- to bohaterowie moich ostatnich tygodni, ba! miesięcy nawet...
Pokrótce powiem tyle że wszystkie moje plany runęły jeden po drugim, na łeb na szyję...możecie się domyślać jakie samopoczucie temu towarzyszy- bezsens,dół... no, deprecha totalna

Koniec końców wszystkich poczynań i wydarzeń losu osiadłam w Krakowie, wydaje mi się że już na dobre
i tutaj slówko do  Ma.ol.su  w odpowiedzi do ostatniego komentarza (ech, jak to dawno bylo) jak widzisz Kochana zmiany, zmiany- duże zmiany, choć nie takie jakie bym sobie życzyła...bo zamiast mościć sobie gniazdko na odległej (no, może nie aż tak bardzo odległej) brytyjskiej wyspie, zamiast realizować swoje plany, najśmielsze marzenia, zmagam się tutaj z piekielnie ciężką, szarą i jakże niełaskawą polską rzeczywistością....jeszcze jestem zła i rozgoryczona na los za takie zmiany, lecz kiedyś kto wie może je docenię...
mam także słówko do Sebastiana- że niestety nie uda nam się wypić razem herbatki, a już na pewno nie z kubka zakupionego w "funciaku", ani zrobić tych pięknych zdjęć przy zwiedzaniu parków i ogrodów ... lecz mam nadzieję że wszystkie te rewelacje, zdjęcia w szczególności obejrzę je niebawem na Twoim blogu :)

Co jeszcze z przełomowych wydarzeń..siedzę od paru dni w domu...nie, nie krzyczcie że mam wolne a do tego czasu jeszcze nie napisałam, ale uwierzcie że po tygodniach pracy, i po 10-11 godzinach przez 7 dni w tygodniu poza domem, czuję się jakbym otrzymała wolność i tak naprawdę nie wiem co z nią zrobić...niby tyle planów, zalegości a ja snuję się z kąta w kąt nie mogąc znaleźć sobie miejsca...hmm..mam czas jeszcze do końca miesiąca kiedy kończy się sielanka i będzie trzeba wrócić i znowu wdać się w wir pracy i obowiązków, więc wczoraj złożyłam postanowienie poprawy i stwierdziłam że trzeba zaraz zacząć działać, po czym jednym susem przysiadłam do maszyny

Jeju jak bosko!! ...usłyszeć ten kochany turkot maszyny, jak cudownie jest móc znowu posiedzieć w pracowni w samym środku nocy, wtedy kiedy pogasną światła we wszystkich sąsiednich oknach, i kiedy wszyscy już śpią...i tylko JA- sam na sam Z MASZYNĄ- tak...chyba stanowimy niezły duet :]
Wtedy panuje w domu dziwna cisza...najmniejszy szmer obija się z echem o ściany.. słyszę szelest materiału, słyszę swój oddech, swoje myśli kołaczące się po głowie, te wszystkie niespisane idee, koncepcje, projekty, wariactwa niestworzone, pomysly które mogę narysować, nazwać po imieniu, których nie muszę się wstydzić bo jesteśmy w pokoju SAMI ...ja i te wszystkie myśli cisnące się na raz do głowy i  jakby krzyczące " mnie, mnie teraz wybierz!"....i wtedy lubię wziąć łyk kawy, włączyć w radiu boski 'czilaut' i zatopić się w tej CHWILI...w muzyce, w pasji, sile tworzenia jaka nagle mnie ogarnia....I WTEDY JESTEM SOBĄ...

A to zalążek tego co urodziło się tej nocy....oczywiście spora część jeszcze do skończenia, bo momentami więcej prułam niż szyłam, ale tak to już bywa z prototypami ;)
Na zdjęciach wkradła się odrobina całego mojego bałaganu, ale nic nie poradzę że pokoi mały, rzeczy dużo..a jak szyję to wszystko okazuje się potrzebne
Najpóźniej jutro pokażę Wam całość- w projekcie jest też bluzka więc czekajcie cierpliwie

Pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję za odwiedziny AGNIESZKA


Brak komentarzy:

Prace i fotografie publikowane na blogu są moją wyłączną własnością .
Kopiowanie, rozpowszechnianie, wykorzystywanie lub przetwarzanie w jakikolwiek inny sposób zdjęć, tekstów oraz wzorów prac bez mojej zgody jest zabronione.

Co mi w duszy gra...

h